Loading

Zofia Bożena Bialik

bosonia1003@gmail.com

Urodziłam się we Wrocławiu i z tym miastem związane jest całe moje życie. Przedszkole na Dworcu Nadodrze, Szkoła Podstawowa na Kurkowej i VIII Liceum Ogólnokształcące (wówczas jeszcze na Trzebnickiej).

A potem…

Pradziadek był kolejarzem. Kolejarzem był dziadek. I mama pracowała na kolei. Jako że tradycja w narodzie jest rzeczą świętą, ja także trafiłam na kolej. Przez wiele lat byłam kasjerem towarowym, ale był też taki okres w moim życiu zawodowym, gdy pracowałam w sekretariacie Zasadniczej Szkoły Kolejowej mieszczącej się na Dworcu Świebodzkim.

Tak minęło prawie 30 lat. W międzyczasie urodziłam i wychowałam trójkę dzieci (nie zaliczanych do stażu emeryckiego). Dalej… była emerytura. I jak u większości babć, niańczenie wnuczka.

Zainteresowania. Oprócz męża, dzieci i wnuków były też inne: historia, geografia, literatura – książki czytałam pasjami, a wręcz je połykałam. Aby życie nie było szare, używałam igły i kolorowych nici, czyli po prostu haftowałam. Wyszywane obrusy na stole, bieżniki, kolorowe serwetki miały służyć dla ozdoby domu. I jeszcze w ramach działalności „przy mężu” powstawały transparenty i inne wyszywane ozdobniki imprez turystycznych. Że to wszystko było sztuką uświadomiono mi stosunkowo niedawno. Nie ukrywam, że świadomość ta jest miła i sprawia mi satysfakcję.

Od wielu lat biorę udział w Ogólnopolskich Prezentacjach Artystycznych Kolejarzy, organizowanych przez Kolejowe Towarzystwo Kultury w Krakowie, gdzie ja i moje prace cieszymy się sympatią gospodarzy i uczestników.

By Państwo mogli ocenić moje prace zapraszam do Galerii. 

 

BOŻENA BIALIK

Mikołaj Henryk Bialik

mikbialik@gmail.com

Urodziłem się dawno, dawno temu… (więcej niż kopa lat! ) na Podlasiu. Stamtąd – stosownie do słów piosenki – „poszedłem, bom musiał, bo los mnie wciąż gonił i kazał wieść życie Cygana” – zaznaczając swoją obecność w wielu miejscach na mapie Polski, by w końcu osiąść we Wrocławiu.

Tu był mój pierwszy zawodowy kontakt z koleją. Zostałem dyżurnym ruchu. Potem byłem dyspozytorem przewozów, kierownikiem referatu w Dyrekcji Rejonowej Kolei Państwowych i starszym radcą w Zarządzie Przewozów Dolnośląskiej DOKP. Pracowałem też jako specjalista w Dyrekcji Przewozów Towarowych w Katowicach, aż w końcu zostałem starszym (czyżby ze względu na wiek?) specjalistą w Centrali PKP CARGO. Tam właśnie powiedziano mi: „Biercie starzyk swe klamoty! Pora by Wam doma siedzieć!” Zwyczajna droga zawodowa.

We Wrocławiu założyłem rodzinę i doczekałem się trojga dzieci i trójki wnucząt. Tutaj też rozpocząłem swoje działania, by ludziom żyło się lepiej. Zostałem krwiodawcą – dziś ponad 30 litrów mojej krwi krąży w żyłach innych ludzi. Przekonywałem też innych, by chcieli dać siebie potrzebującym.

Wreszcie we władanie wzięła mnie turystyka. Moje motto brzmiało wówczas: „robić coś dla siebie i innych”. W ramach owego motta byłem współorganizatorem wielu różnorodnych imprez turystycznych: rajdów, wędrówek z plecakiem, wycieczek dla trochę wygodniejszych. Były to imprezy o znaczeniu ogólnopolskim, regionalnym i lokalnym. Oczywiście były wśród nich imprezy robione na rzecz krwiodawców, bo przecież nadal byłem jednym z nich. W imprezach brało udział nawet po kilkaset osób (w rekordowej liczba uczestników przekroczyła 500). Organizowałem też imprezy turystyczne samodzielnie lub z niewielkim wsparciem innych. Tak powstały trwające po kilka lat cykle: „To jest Polska” i „Tu jest Twój dom”. Był też mój ukochany cykl, robiony wspólnie z 4 – letnim wówczas wnuczkiem Dawidkiem, o jakże wiele mówiącym tytule „Ten wyjazd to gratka dla wnuczka i dziadka”. Moja działalność w turystyce to także wydawana przez ponad 7 lat lokalna gazetka „Głos Ślężan” i redagowany przeze mnie przez ponad 4 lata „Biuletyn informacyjny Oddziału PTTK Wrocław Fabryczna”. W tym też czasie próbowałem już znaleźć swoje miejsce w pobliżu muz – powstawały teksty piosenek, które miały uczynić radośniejszymi samodzielnie organizowane przeze mnie lub współorganizowane imprezy turystyczne.

Powierzano mi różne funkcje w turystyce. Byłem prezesem Koła PTTK „Ślężanie”, sekretarzem, a potem prezesem Oddziału PTTK Wrocław Fabryczna. W środowisku kolejarskim pełniłem funkcję członka Komisji Turystyki Rady Głównej Kultury Fizycznej i Turystyki „Kolejarz”, przewodniczącego Komisji Turystyki przy Międzyzakładowej Radzie Kultury Fizycznej, Turystyki i Działalności Kulturalnej „Kolejarz” we Wrocławiu i członka Prezydium Komisji Turystyki przy Radzie Głównej.

Moje dokonania zostały przez innych zauważone i docenione. Dużą satysfakcję sprawiły mi takie odznaczenia jak Srebrny Krzyż Zasługi, Odznaka Honorowa „Za zasługi dla turystyki”, Złota Honorowa Odznaka PTTK, Odznaka Honorowa PCK III stopnia, Złota Honorowa Odznaka RG KFiT Kolejarz. Jako wielkie wyróżnienie odebrałem powierzenie mi na Sejmiku w Muszynie w 2000 roku funkcji Marszałka Sejmiku Działaczy Sportu, Turystyki i Rekreacji, a po kilku latach nadanie mi godności Członka Honorowego Rady Głównej Kultury Fizycznej, Turystyki i Działalności Kulturalnej.

Ale zawsze największą satysfakcję dawało mi zadowolenie uczestników imprez, ich wdzięczność i uśmiechy. To dostarczało nowych sił do działania. Życzliwość wielu z tych ludzi odczuwam do dziś.

Aż wreszcie wybuchła kolejna moja pasja – poezja. Po przeczytaniu … ( iluś ) tomów, postanowiłem spróbować swoich sił w rymowaniu. Początkowo, jak już wspomniałem, były to teksty piosenek na imprezy turystyczne, potem inne teksty okolicznościowe. W końcu pozwoliłem swojej fantazji na wyższe loty.

A co warte jest to moje pisanie? Pokazuję je na kilku forach internetowych i kolejnych Prezentacjach Artystów Kolejarzy w Krakowie. Goszczę z nim we wrocławskim „Saloniku Literackim na Świebodzkim”. Czasami wyślę coś na konkurs, lecz widocznie laury konkursowe nie dla mnie są przeznaczone. Czy świadczy to o słabej jakości moich wierszy, czy też za późno się urodziłem (a może jeszcze za wcześnie?). To już zostawiam ocenie czytających.

Znajduję jednak satysfakcję w tym, że liczba osób wiedzących o istnieniu moich wierszy stale rośnie i dość często słyszę ciepłe słowa o tym, co napisałem. A nawet do mojego wiersza „Smok Strachota” pan Marcin Kąkalec napisał melodię, a grupa dzieci i młodzieży w ramach wrocławskiego Projektu MOSTY (ESK 2016) w tej formie go wykonała. Z tego wykonania powstał też teledysk.

A stąd pomysł tej strony. Choć może zabrzmi to patetycznie, czasem po cichu powtarzam sobie wers zapożyczony od wieszcza Adama: „O, gdybym kiedy dożył tej pociechy…” A jak w dobie internetu można to zrobić najlepiej?

MIKOŁAJ BIALIK